Witajcie Drodzy Czytelnicy Radia!
Oto trzeci post na tym blogu, który jest kontynuacją poprzedniego czyli jak zakończyć wakacje w wielkim stylu? Dzisiaj przedstawię Wam mój pobyt w Grecji, a dokładniej na Krecie!
Tylko na początek krótka informacja:
Nagrałam już 3 filmiki na Youtube, jestem w trakcie ich montowania, poczekajcie jeszcze chwilkę ;)
To tyle z informacji... wracajmy do Grecji.
Moje emocje po tych wakacjach jeszcze nie opadły nadal jeszcze sięgam myślami do wspomnień i rozkoszuję się nimi. Ogromnie tęsknię za tamtejszym słońcem, plażą, cieplutką wodą, ale... zacznijmy od początku.
LOT SAMOLOTEM
To był mój pierwszy w życiu lot samolotem, więc czy się bałam? Oczywiście, że tak. Ale tylko w jedną stronę. Kiedy leciałam samolotem w ogóle nie myślałam o żadnej katastrofie lotniczej, o nie, nie. Bałam się odczuć po starcie. Jednak nie było tak źle... latanie jest bardzo wygodne i szybkie, dwie godzinki i już byliśmy w Grecji, spowrotem trzy godzinki (spowrotem mieliśmy przystanek w Gdańsku). Bardzo fajne było to, że w Grecji jest inna strefa czasowa, godzinę do przodu! Oczywiście ogromnym wsparciem był dla mnie mój chłopak, dzięki niemu przeżyłam latanie haha :) (Miłosz posiadał już doświadczenie latania samolotem).
Co do widoków z lotu ptaka, były przepiękne, z resztą co ja tam Wam będę mówić, oceńcie sami!
Oto Kreta z lotu ptaka:
PIERWSZE WRAŻENIA
Przylecieliśmy na kreteńskie lotnisko w Heraklionie około godziny 1 czasu greckiego (w Polsce była północ). Od razu dało się odczuć inną mentalność, inne powietrze oczywiście dużo cieplejsze. Na lotnisku szliśmy wszyscy za tłumem za naszym "przewodnikiem", który zaprowadził nas do autobusu. Transfer trwał około 30 minut. Z Heraklionu do pięknej malowniczej miejscowości Malia. Tam wysadzono klika osób, a w tym nas pod Hotelem Triton ***, gdzie się kwaterowaliśmy. Miły pan zabrał nasze rzeczy i zaprowadził do pokoju numer 152.
HOTEL TRITON ***
Pierwsze wrażenie naszego pokoju nie było zbytnio zadowalające, ale nie narzekaliśmy gdyż pani w biurze podróży ostrzegała nas przed typowymi "akademikowymi" warunkami. Uwierzcie lub nie, ale da się do nich przyzwyczaić, gdyż mieszkam w akademiku na co dzień ;)
Pokojówka przychodziła codziennie, a co 3 dni były wymieniane ręczniki i pościel, także uważam, że to było w porządku. Jeśli lecicie do obcego kraju i wymagacie luksusów to bierzcie co najmniej 4 gwiazdki >>> to tak na przyszłość!
Spaliśmy na parterze, mieliśmy swój tarasik i co by tu jeszcze opowiedzieć? Hotel jest podzielony na kompleks klika budynków: recepcja, dwa inne budynki, budynek z basenem(?) Ciężko to wytłumaczyć, może lepiej to pokażę:
Recepcja:
Tu spaliśmy:
Nasz tarasik:
Przejście pomiędzy budynkami na basen:
1 DZIEŃ
W pierwszym dniu: ekscytacja! "Miłosz, Miłosz musimy wszystko spróbować, skorzystać i zobaczyć!". Od południa ogromnie miłe zaskoczenie. Wstaliśmy na obiad, mieliśmy all inclusive więc udaliśmy się do restauracji hotelowej. Obsługa hotelowa na bardzo wysokim poziomie. Bardzo miła :) A teraz moja ulubiona część: jedzenie! Przepyszne, typowo greckie potrawy podane w ramach szwedzkiego stołu. W tym momencie już wiedziałam, że przytyję w te wakacje :)
Po obiedzie, po odpoczynku wybraliśmy się na plaże. Moje pierwsze wrażenie musiałam uwiecznić na zdjęciu:
Byłam w szoku, nigdy nie widziałam tak pięknego turkusowego morza, coś niesamowitego. Jeszcze większym zaskoczeniem była dla mnie temperatura wody, gdzie nad naszym polskim morzem zawsze jest zimna, to w Grecji bez porównania! Jedyny minus uwaga na usta i oczy bo jest strasznie słona ;P Gdy wylegiwanie nad morzem było przyjemne, to kąpiel w hotelowym basenie była równie zadowalająca. Poszliśmy skorzystać z baru przy basenie było tam od godziny 17 popołudniowe ciastko i kawa. Ale również od godziny 10 do 22 drinki z lokalnymi greckimi alkoholami (ouzo i rakija). Z osobiści polecam rakiję i greckie wino - bardzo dobre!
Tak się prezentuje basen:
Wieczorne życie w Malii rozpoczyna się po północy, kiedy wszystkie kluby się otwierają. Jednak my postanowiliśmy się wybrać przed północą, nasz kolega był w Malii tydzień przed nami, opowiedział nam o najlepszym klubie z barem na otwartym niebie Zig Zag dokąd się udaliśmy. Tam poznaliśmy przemiłych: Larisę i Charisa (barmanów).
To byli znajomi, których poznaliśmy przez naszego kolegę (co był tydzień wcześniej haha!). Czyli znajomi znajmoych :D
Poszliśmy też na wieczorny, romantyczny spacer po plaży...<3
Dlaczego opisałam pierwszy dzień tak dokładnie? Ponieważ nigdy go nie zapomnę! To był mój najlepszy dzień w życiu! Czułam się, że pomimo bycia "biednym" studentem mogę wszystko, mogę zwiedzać świat, mam najlepszego chłopaka pod słońcem, że mi to umożliwa i jest przy mnie <3
Jak o tym piszę dalej kręci mi się łezka w oku.
Kolejne dni mijały nam powoli, tak jak to płynie czas w Grecji. Grecka mentalność to totalny, aż czasami denerwujący dla obcokrajowców - brak pośpiechu, co można zauważyć wszędzie w barach, restauracjach, sklepach po prostu Grekom nigdy i nigdzie się nie spieszy.
WYCIECZKA
W przedostatni dzień na Krecie wybraliśmy się na wycieczkę. To była wycieczka górska na płaskowyż Lasithi. To był jedyny dzień z pobytu w Grecji kiedy wstaliśmy na śniadanie ;P
Na początek udaliśmy się do Kretaqwarium, takiego mini oceanarium gdzie mogliśmy zobaczyć: rekiny, żółwie, ośmiornice oraz różnego rodzaju ryby.
Dalej udaliśmy się na wiatraki, na mały przystanek. Te wiatraki kiedyś pompowały wodę dla Kreteńczyków mieszkających w górach. Mogliśmy podziwiać nieziemskie widoki...
Kolejną rzeczą jaką mieliśmy okazje zobaczyć były typowo greckie wioseczki w górach. Dzięki nim dowiedzieliśmy się jak żyją kreteńczycy. Część wiosek była opustoszała, ponieważ młodzież wyjeżdża do większych miast przy brzegu morza, nie chce chodować drzewek olwikowych czy zwierząt górskich. Największa z nich "centralna" wioseczka miała ponad 300 mieszkańców, jako jedyna posiadała lekarza, aptekę i szkołę!
Mieliśmy przyjemność wejść do jednej z nich poznać kulturę, sztukę i pobróbować greckich specjałów. W wioseczce było kilka budynków: w pierwszym garncarstwo, w drugim zakład szwalniczy, w trzecim wykonywano świece, a w czwartym suszono przyprawy. Dodatkowo był mały kościółek gdzie można było złożyć swoje prośby do Matki Boskiej. Oczywiście nie obyłoby się bez pamiątek, ale to nie był typowy sklep z pamiątkami. Zanim chcieliśmy coś zakupić musieliśmy to spóbować: oliwy o różnych smakach, syropów na przeziębienie, Rakiji wykonywanej z owoców cytrusowych, kremów i mydełek z oliwek oraz różnego rodzaju serów. A wszystkie te specjały były wykonywane przez mieszkańców tej wioski. Zakupiliśmy tam: czosnkową oliwę była najlepsza ze wszystkich! Oraz miałam tam okazję wykonać mały wazonik na kole garncarskim:
Końcowym punktem wycieczki była jaskinia, w której narodził się Zeus. Jednak do tej jaskini trzeba było się nieźle powspinać lub pojechać miejscową "taxówką" czyli na ośle. Jaskinia była bardzo bogata w stalaktyty, stalagimty i stalagnaty. Zaraz po wejściu od razu dało się odczuć różnicę temperatur, "odrobinkę" chłodu.
Po powrocie skosztowaliśmy przepysznego soku z polecenia przewodniczki, wyciskanego ze świeżych pomarańczy. Pychotka! Wszelkie cytrusy, oliwki i inne owoce - próbować bo takich świeżych i dorodnych jak w Malii jeszcze nie jedliście! :)
Na koniec dnia kupowaliśmy pamiątki dla bliskich: ja kupiłam rodzicom olwiki, greckie słodycze: baklavę, lokumi i coś jeszcze tylko zapomniałam nazwę :p Dla brata wynalazłam grę karcianą UNO, a dla siebie figurkę typowo greckiej chaty. Kiedyś Wam poopowiadam dlaczego zbieram te figurki :)
7 DZIEŃ
Powrót do domu. Smutny dzień ale i zarazem szczęśliwy. Ciężko to określić. Z jednej strony nie mogłam się doczekać aż poopowiadam wszystkim utęsknionym jak było, ale z drugiej strony szkoda było opuszczać moje Wielkie Greckie Wakacje :(
Jednak nie było żadnego wyjścia. Żegnaj Malio, było cudownie, na pewno jeszcze kiedyś do Ciebie wrócimy!
Nie napisałam jeszcze o jednym, o spotkaniu informacyjnym, które miało miejsce w pierwszy dzień, ale nie piszę o nim zbyt dużo bo na nie nie poszliśmy haha, zaspaliśmy. Udaliśmy się za to na spotkanie innej grupy, na nim zapisaliśmy się na wycieczke po płaskowyżu. A więcej nie ma co opowiadać: typowo polskie narzekanie na hotel i wielkie dramaty! Chyba niektóre panie z biur podróży nie uprzedzały innych, że 3 gwiazdki w Polsce to nie 3 gwiazki w Grecji :P Ale to tak dla ciekawostki, ja uważam moje wakacje za bardzo udane i polecam każdemu!
Dzięki za przeczytanie do końca, za to że jesteście ze mną!
Mam nadzieję, że teraz będę pisać częściej, dosyć zaległości!
Buziaki i dozobaczenia :*
O.
Komentarze
Prześlij komentarz